Z perspektywy wody
Skoro już byliśmy w Wenecji, to trzeba było zamienić
chodniki, mostki i promenady na statki i łodzie, czyli poruszać się w sposób, w
jaki odbywa się tu cały niepieszy ruch.
Jak dzień wcześniej, na wycieczkę wybraliśmy się z samego rana. Pieszo
przeszliśmy do przystani Vaporett przy stacji kolejowej, skąd wyruszyliśmy
wzdłuż Canal Grande, głównej „ulicy” tego miasta bez ulic.
|
Do szkoły... motorówką. / To the school by... motorboat. |
|
Targ rybny. / Fish market. |
|
Śmieciarka! / Garbage vehicle! |
|
Kapliczka Matki Boskiej (ze szkła) przy przystani gondoli / Little chapel of Our Lady (made of glass) next to the gondola dock. |
Z pokładu statku w porannym słońcu oglądaliśmy pałace,
znamienite kamienice, budzące podziw świątynie, przystanie gondoli. Na naszej
drodze nie zabrakło też sławnego chyba na całym świecie mostu Rialto, który
jednak nie wzbudził w nas, tak jak w dniu poprzednim, estetycznych achów i ochów.
Dotarliśmy do placu św. Marka, skąd drugim z tramwajów
wodnych ruszyliśmy do pierwszego celu dzisiejszego dnia – wyspy Murano, miejsca
narodzin szkła weneckiego. Statek opływał główną wyspę Wenecji, a potem z
przystankiem na wyspie San Michele (gdzie znajduje się cmentarz) docierał do
Murano.
|
"Płynie łódź moja wzburzonym morzem..." / "Row row row your boat..." |
|
Cmentarz na wyspie San Michele. / Cementary on the San Michele Island. |
Z uwagi na porę i kierunek niezgodny z głównym ruchem turystycznym o
tej porze, większość pasażerów stanowili Wenecjanie i to w wieku emerytalnym.
Co ciekawe, większość podróżowała na takich samych odcinkach. Ci co wsiedli
przy placu św. Marka, płynęli do parku na południowo-wschodnim skraju wyspy.
Ich miejsce zajęli ci, którzy z parku płynęli pod szpital miejski. Ci spod
szpitala wysiedli na ostatnim przystanku… przed cmentarzem. Chyba nie warto
kusić losu.
Na Murano przybywa się głównie w jednym celu. Poznać
historię tutejszego szkła i podpatrzeć, jak się je wyrabia. Pierwsze kroki
skierowaliśmy więc do Muzeum Szkła i… srogo się zawiedliśmy. Muzeum nie jest
wielkie, ale przypomina siermiężne muzeum z socjalizmu… tylko ceny biletów są z
kapitalizmu. Kilka gablot. Kilkanaście historycznych eksponatów, trochę
przykładów szkła powojennego. Spora sala „szklarskiej sztuki współczesnej” i tyle. Po wyjściu czuć olbrzymi niedosyt.
Nie można ani prześledzić historii rozwoju wyspy, ani dowiedzieć się, jak
wyglądały kiedyś huty szkła i jak się zmieniały na przestrzeni wieków. Nie ma
żadnych prezentacji czy filmików o tym, jak teraz wygląda ta produkcja.
Naprawdę rozczarowani wychodziliśmy z tego muzeum jak z żadnego innego.
|
Przy Muzeum Szkła. / Next to the Museum of Glass. |
Współczesność postanowiliśmy odkryć sami na ulicach i w
sklepikach, których nie brakuje wzdłuż kanałów.
|
Sztuka ulicy w szkle. / Street art in glass. |
Na witrynie wielu sklepów wiszą
kartki w wielu językach, informujące klientów, że sprzedawane w tych sklepach
szkło pochodzi z Murano, a nie z Chin i dlatego jest droższe niż gdzie indziej.
Wśród języków pojawił się również polski :),
ale było to tak nieudolne tłumaczenie, że poczuliśmy potrzebę interwencji i
spełnienia dobrego uczynku. Teraz, przynajmniej w jednym ze sklepów, kartka
powinna przekazywać wiernie to, co autor chciał przekazać po włosku.
|
Ta metrowej wysokości figura Matki Boskiej z Dzieciątkiem jest piękne przebierana na procesje. / This 1 meter high figure of Our Lady with Child is always beauty dressed because of procession. |
|
Zakrystia kościoła San Pietro Martire. / Sacristy of church San Pietro Martire. |
Na jednej z ulic trafiliśmy też na uchylone drzwi do huty
szkła i w ten sposób mogliśmy podpatrzeć, jak wyrabia się tutejsze dzieła
sztuki szklarskiej.
Gdy zastanawialiśmy się nad tym, czy obiad zjeść na Murano,
czy wrócić do centrum Wenecji, do naszych uszu dobiegł znajomy język.
Przewodniczka wycieczki z Polski namawiała turystów do skorzystania z okazji i
obejrzenia huty szkła na specjalnym pokazie. Do obejrzenia tej atrakcji
„zupełnie za darmo” namawiał lokalny naganiacz, który łowił dopiero co
przybyłych na wyspę turystów. Kilku Polaków zdecydowało się pójść za
wskazówkami Włocha. My też poszliśmy ich śladem. W ten sposób trafiliśmy do
huty szkła na „prywatny pokaz”. Pokaz był rzeczywiście darmowy, ale żeby wyjść
z niego, trzeba było przejść przez olbrzymi magazyn szklanych precjozów w
„cenach promocyjnych”, które dziwnym trafem były o 20% wyższe niż w dotychczas
odwiedzanych przez nas sklepach. Do tego byliśmy ciągle nagabywani, aby coś
kupić z nowości, „których nie ma jeszcze w sklepach”. Oczywiście nie były to
żadne nowości, ale zgodnie z włoską zasadą „wciskano nam kit, a my grzecznie
udawaliśmy, że w kit wierzymy, choć wiedzieliśmy, że to kit”.
|
Huta szkła. / Glass factory. |
|
To będzie dzbanuszek. / It will be little jug. |
|
"Patrz kapitanie... konik" cytat z filmu "Gwiezdne jaja. Zemsta świrów". / "Captain, look... a horse" quatation from the movie "Raumschiff Surprise: Periode 1" |
Ostatecznie na obiad wróciliśmy do serca Wenecji, aby potem
dostać się na wyspę naprzeciw placu św. Marka, do świątyni San Giorgio
Maggiore. Z dzwonnicy tego kościoła rozciąga się wspaniała panorama na
archipelag weneckich wysp.
Ostatnim punktem atrakcji był rejs wokół wyspy, tym
razem od południa. Po drodze obejrzeliśmy port morski, gdzie zawijają potężne
wycieczkowce. Wieczorem, zmęczeni i pełni wrażeń, wróciliśmy do hotelu.
|
Zbieramy chętnych na wycieczkę taką łódeczką. / We looking for guys ready for cruise such little boat. |
|
Ostatni widok na Wenecję w kadrze uchwyconym przez Lesia / Last view on Venice on photo shot by Lee. |
Następnego dnia rano, wyruszaliśmy naszą
„Srebrną Strzałką” do domu. Środek tygodnia, dzień pracy, więc nie
spodziewaliśmy się niespodzianek, ale przecież to Włochy…
|
244 km/godz. i prawie kwadrans spóźnienia. Tak tylko we Włoszech. / 244 kph and almost quarter of delay. Like this only in Italy. |
Żeby z dworca
kolejowego w naszej miejscowości dostać się do domu, znowu musieliśmy skorzystać
z autobusów Co.Tra.L. Stanęliśmy więc na przystanku pod dworcem i czekamy. Po
dobrych 20 minutach zaczęliśmy podpytywać o kurs w naszą stronę, ale nikt nic
nie wiedział. Część pasażerów rozjechała się do innych miejscowości, a my
postanowiliśmy przejść na kolejny przystanek, gdzie dochodzą linie niedojeżdżające
na stację kolejową. Minęło nas kilka autobusów zjeżdżających do zajezdni i z 10
z hasłem „Fuori Servizio” (wyłączony z użytkowania) na wyświetlaczach.
Postanowiliśmy zapytać stojącej obok nas kobiety, co z tymi autobusami.
Dowiedzieliśmy się tylko, że ona już od półtorej godziny czeka na swój autobus
i ma dość. Wraca do domu. A my możemy poczekać, bo te autobusy po południu po
prostu rzadziej jeżdżą. Po chwili dołączyły do nas panie, które czekały
wcześniej razem z nami na przystanku koło stacji. Wreszcie doczekaliśmy się na
nasz autobus, który przez korki uliczne po godzinie doturlał się do naszego
przystanku. Trasę, którą normalnie samochodem przejeżdżamy w ok. 15 minut, pokonaliśmy w dwie godziny. I to
nie był dzień strajku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz